Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/156

Ta strona została przepisana.

co? Żal jej, bo żal tego miłego towarzysza, tym bardziej, że przybliża się zima, więc kto ją teraz tak jak on obznajmi z nartami? Tyle pewnego razu naopowiadał o tym, tak obiecywał...
Naraz zapomniała o wszystkim, bowiem tuż przed nią pokazał się na mchu wspaniały grzyb, borowik. Stał dumny z swej wartości, niby król wszystkich grzybów, w towarzystwie swych licznych, dorastających królewiczów.
Wichna przykucnęła coprędzej nad tą pierwszą zdobyczą, obu dłońmi obejmując wilgotną postać grzyba. Jakiż był twardy i jak trzymał się mocno!
Po chwili, czysto ze mchu obrany, razem z rodziną dostał się do niewoli urodziwej grzybiarki.
Jednak nie długo przetaczał się na boki wśród oplatanych ścian, bowiem wkrótce zjawił się drugi jeniec, po tym trzeci i czwarty, wreszcie różna królewska świta jęła gromadzić się w koszyku, a to: paź borowika — rydz, smardz — nadworny szambelan, maślak — opasły szafarz i giermki — siniaki i piestraki, a wreszcie damy dworu: lisice, niedźwiedzie łapki i pieńki. Przeróżne bedłki, czartopłochy i krostowate muchomory nie wartały spojrzenia, omijane przez ludzi i zwierzęta, choć jadowitość swoją szminkowały ponętnie.
Wichna już znała i odróżniała wszystkie grzyby, najbardziej jednak radował ją borowik, oraz rydz wielce przez matkę polecany.
Im więcej zapuszczała się w las, tem grzybów było więcej, że nie widziała innej rady, jak wyrzucać z koszyka dorodne okazy, aby starczyło miejsca na same co najprzedniejsze egzemplarze.
Po niespełna godzine miała już koszyk czubato wypełniony, a tu coraz to nowa główka grzyba uśmiechała się do niej. Nie mogąc oprzeć się po-