ny, a ludzie jak gadziny. Po półrocznej tułaczce los go zapędził do Meksyku. Osiadł chwilowo w pobliżu Monterey, a gdy i tutaj nie mógł znaleźć spokoju, wybrał życie skwatera.
Początkowo prowadził to pierwotne rzemiosło z innymi skwaterami, a gdy się po kilku latach doń zaprawił, udał się w puszczę jeszcze głębiej, by jak najbardziej oddalić się od ludzi.
Nadludzkim trudem wytrzebił kawał lasu, zbudował sobie chatę, ogradzając ją mocno przed mieszkańcami puszczy. Jakaś żywiołowa zawziętość rozprężała jego potężne ciało i w tym nadmiernym trudzie znajdował ucieszenie.
Żył jak inni skwaterzy, polował na zwierzynę, trudnił się rybołóstwem, pszczelnictwem i spławem drzewa. Wkrótce jednak spławu drzewa zaniechał, oddając się zupełnie myśliwstwu i pracy nad urządzeniem doskonalszej zagrody.
Raz na klka tygodni łodzią udawał się do miasta z miodem, skórami zwierząt, wędzonym mięsem oraz rybą. Stamtąd zabierał zapas produktów, jakich mu puszcza nie dawała i jak najspieszniej wracał do swej samotni.
Początkowo najwięcej trudu i zachodu sprawiała mu córeczka, jednakże z biegiem czasu i ten umiłowany ciężar stawał się coraz lżejszy. Wszyskie uczucia, jakie tylko w tym zawiedzionym w życiu człeku miały może siedliska, zlały się w jedną, wprost niepojętą miłość do owego dziewczątka, będącego dlań wszystkim.
Kiedy podrosła, uczył ją czytać po polsku i angielsku, kupował w mieście książeczki i obrazki, otaczał zabawkami. W miarę jak nabierała sił uczył, jak się zakłada wnyki oraz sieci, wreszcie władania bronią i podchodzenia zwierza.
Rosła mu zdrowo, była odważna, zwinna i nie
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/16
Ta strona została przepisana.