Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/163

Ta strona została przepisana.

— Ano właściwie nic, pewnie... I zaraz poczęto wokół bajać: widzicie, nie do smaku Jędrkowi proste kiecki góralek, a więc se wybrał pannę... A znowu drudzy: nie tyle może pannę, ile porwała go skoma na jej pieniądze i tę willę... Po trzecie, szkół nie ukończył, a co mu się to marzy! Góralem niby pragnie być, od oka, a ciągnie go ceperstwo... I jeszcze różne, różne rzeczy, myślę sobie: o mnie mi nic, bom wiele zniósł i zniosę, lecz nie mogłem pozwolić, ażeby ciebie w to mieszano. Nie chciałem, ażeby cię dotknęła choć najmniejsza obmowa, ażeby na twe oczy nie padł ani cień chmurki... Było i jest mi ciężko, smutno, ale tylko dla tej jednej przyczyny, zaprzestałem odwiedzin. Poco mam dawać powód do wszelakich domysłów?
Spojrzał na nią pełen niepokojących myśli i czekał co odpowie.
Wichna najsamprzód chwyciła go za ręce, po tym zaśmiała się wesoło.
— I tyś się tym przejmował? Boże, myślałam sobie kto wie jakie przeszkody, a to takie błahostki. Słuchaj, niech sobie ludzie mówią, co tylko żywnie zechcą, a ty przychodź jak pierwej. Albo tak będzie jeszcze lepiej: ty przyjdziesz do nas raz, potem ja znów do ciebie. Powiedzą wtedy, że ja za tobą latam i jakoś wszystko się wyrówna... Zresztą, co nam o ludzi!
Łatwiej, niźli przypuszczał, rozcięła ten dzielący ich węzeł, lecz Jędrek jeszcze nad czemś medytował.
— Poniekąd tak, lecz co powie twa matka? Mnie się tak wciąż zdawało, że nierada mnie widzi.
— A, co ty mówisz! — kategorycznie zaprzeczyła. — Właśnie dziś jeszcze pytała się o ciebie.
— Bo wiesz, ja dla twojej mamusi rzeźbię ta-