Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/171

Ta strona została przepisana.

szyjach łby i strasznymi oczyma wpił się w jej zalęknioną postać. Aliści w chwili kiedy zamierzał rzucić się na nią, zjawił się Jędrek jak spod ziemi, zwyrknął błyskawicznie toporkiem i z całej siły wymierzył ostrzem cios smokowi. Skrwawiony potwór cofnął się nagle w tył i wyprężył do skoku, lecz rąbanica Jędrka znów ga trzasnęła w kryty łuskami kadłub. Teraz poczęło się zmaganie na śmierć i życie. Ciupaga raz po raz godziła w cielsko gada i świstała w powietrzu, lecz i napastnik atakował zażarcie. Naraz z Jędrkowej ręki wypadł toporek... i równocześnie postać jego znalazła się w oplocie zachłannych ramion smoka. Pokonany jęknął boleśnie i zwalił się na wznak. W tejże chwili i smok jakby się zapadł w ziemię, las przemienił się w łąkę, a na niej, wśról krokusów, leżał umierajęcy Jędrek... Uklękła nad nim zrozpaczona, troskliwie ujmując go za głowę. Spojrzał na nią gasnącymi oczyma i wyszeptał cichutko. — Wichno, moja kochana Wichno... — poczem zamknął powieki, jakby już życie zeń odeszło. Upadła z jękiem na jego martwe piersi, które przed smokiem zasłoniły ją sobą i zaszlochała spazmatycznie. — Jędruś, Jędr...
Przebudziła się nagle. Przetarła oczy i przemęczona ciężkim snem usiadła na pościeli. W oknach szarzało, jakby już brzask się czynił. Oprzytomniała szybko i odetchnęła z uczuciem zadowolenia, że to wszystko tylko senne mamidła.
Położyła się znowu, lecz już nie zasnęła do rana. Przeżywała teraz na jawie koszmarnw wytwór snu i choć to wszystko było złudą, przecież owa śmierć Jędrka, poniesiona jedynie w jej obronie, dziwnie chwyciła ją za serce. Jakiż bezbrzeżny żal był w jego oczach gdy, umierając,