Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/175

Ta strona została przepisana.

może miłować dobrą matkę, jednakże tamtą otaczał inny, nabożny, jakiś mistyczny nimb.
— Ojczulku mój najdroższy, dlaczego ciebie niema z nami? — coś zakwiliło w myślach Wichny i żalem zadrgało jej na ustach. — Jakże byłoby ci tu dobrze, jakiż byłbyś szczęśliwy! Czy ty nas chociaż widzisz z nieba i ten jodłowy dom, który stanął za twój krwawo zapracowany pieniądz, czy duch twój w owej puszczy pozostał? Tatusiu, oh tatusiu!...
Jeszcze raz złożyła usta na zarośniętych znakach i z opuszczoną głową ruszyła dalej. Poweselała nieco dopiero za upłazem, kiedy ujrzała piękne i zasobne gospodarstwo Gąsienicy Krzeptowskiego. Powitano ją serdecznie i „honornie“, ale niestety Jędrka w świetlicy nie zastała. Jak ją za chwilę objaśniono, wczesnym rankiem o coś rozpytywał juhasów, potem wziął kromkę chleba i oszczypek i podążył ku górom. Cośkolwiek popsuło jej humor, zaraz się jednak pocieszyła, gdy spostrzegła na stole obiecaną kozicę. Rzeźba była może na metr wysoka, nie wykończona jeszcze, lecz już zdradzała piękno i nieśledni talent. Przedstawiała kozicę na szczycie ostrej turni, uważnie gdzieś patrzącą, jakby stała na straży. Uradowana Wichna poczęła ją oglądać, dotykać rożków tej ślicznej górskiej akrobatki, dziwując się niezmiernie nie tyle żmudnej pracy, ile umiejętności Jędrka. Postać kozicy już do połowy wyrzeźbiona na czysto wyglądała jak żywa, że zdawało się Wichnie, iż gdyby tylne nogi był jej rzeźbiarz wykończył, toby na widok ludzi chyba czmychnęła z owej grani...
Wartość Jędrka znowu w oczach dziewczyny powiększyła się znacznie, że chciała jak najprędzej okazać mu swą radość i gorące uznanie. Tyl-