Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/177

Ta strona została przepisana.

wreszcie postanowiła wrócić, ale okrężną drogą, przez las i ów pierwotną knieją zarosły parów.
— A właśnie pójdę, jemu na przekór, — ozwała się do siebie rozżalona na Jędrka, że w tajemnicy przed nią poszedł w lasy — i sama sobie znajdę misia... Obejdę się bez niego, a bać się nie mam czego...
Nie tracąc czasu ruszyła skośnie w dół, opierając się przy stromych pochyłościach na okutej ciupadze. Schodziła śmiało, nie bacząc na brak broni, chociaż jej niezawodny sztucer, który zakupił od niej don Matheo, mógłby się w lesie przydać.
W tymże czasie, gdy wyobraźnia Wichny poczęła sobie stwarzać różne obrazy napotkanego misia, uradowany więzień, Grot, odzyskał właśnie wolność. Wypadł z drewutni po godzinnym areszcie, zajrzał do izby i na nową budowę, pomyszkował wokoło, wreszcie ze znalezionym węchem pognał ku limbie. Nie pomogły wołania, Grot jakby ogłuchł, nie chciał słyszeć. Przy limbie zatrzymał się na chwilę, poczem znowu co sił ruszył brzegiem potoku w stronę zrudziałego upłazu. Pędził jak oszalały, podniecony wolnością a jeszcze bardziej świetnie chwytanym tropem swej ukochanej pani. Niedługo już był w sadybie Krzeptowskiego, czyniąc swoją naglą wizytą i postacią zamieszanie i rwetes. Będąc z natury rozsądny i dobrze wychowany, nikomu krzywdy nie wyrządził, musiał jednak wbrew wszelkiej etykiecie tak długo walić o drzwi łapami, aż się nareszcie otworzyły i przekonały niecierpliwego gońca, że stąd również gdzieś się podziała.
Tymczasem wichna zeszła zboczem aż do podnóża góry i jęła się przeciskać przez pokręcone płozy kosodrzewu. Brodząc tak po kolana, obsku-