Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/18

Ta strona została przepisana.

mi oczyma, dławiąc w głębi duszy obudzone wspomnienia i zaciskając zęby z bólu.
Wreszcie otwarł powieki i wzrok pełen miłości i niewysłowionej męki utkwił w smutnym obliczu córki. Patrzał weń długo, całą duszą, poczem jasną jej główkę przygarnął do swej piersi, ażeby nie wiedziała, że mu z pod powiek wytrysły rzęsiste łzy. Zapanowała krótka cisza, tylko potężny wilczur, Grot, leżący wiernie u nóg pana, cicho przez sen zaszczekał.
Po pewnej chwili, kiedy mu się zdawało, że opanował na wskroś przejmujące wzruszenie, odezwał się z wymuszonym spokojem:
— Córuchno moja, ja tu już pewno zamrę... Ale to nic, wcześniej czy później śmierć przyjdzie na każdego... Może trzeba mi było udać się zaraz do lekarza, chociaż... tak być pewnie musiało. Ano trudno, Bóg wie co robi... Ot, tutaj pod platanem wykopiesz grób i pochowasz me ciało... Obejdzie się bez trumny, tylko święconą wodą skropisz ziemię. Nijak to jest bez księdza, lecz dobry Bóg jakoś to wyrozumie... Kiedy już będziesz w mieście, to dasz na mszę z podzwonnym, aby się dusza nie błąkała po świecie.. słyszysz, córuchno?
Coś go za krtań ścisnęło i równocześnie Wichna rozpłakała się głośno.
— Nie płacz, dziecino, bo płacz tu nie pomoże. Tu mi pisane było zamrzeć, ano tu zamrę. A ty, sieroto moja najmilsza, zabierz ze sobą co się da i wróć do Cichej Polany... Znajdziesz tam swoich, poradzą coś, przygarną, a Bóg już dalej pokieruje twym losem... W kufrze masz pieniądze i potrzebne papiery... Nasz stary kupiec z Guerrero przyjmie cię szczerze, ułatwi wyjazd, we wszystkim dopomoże... Jemu zaufaj, ale ludzi się strzeż.