Marzanna teraz objęła panowanie — silna, sroga bogini, ale i piękna niewymownie. Pojawiła się nagle jednej pochmurnej nocy, rozszalała zadymką, strąciła ostatnie liście z drzew, że kiedy wstało słońce, już patrzyło zdumione na śniegowe kożuchy i wielkie zwały zasp. W czasie następnych dni i nocy również nie żałowała śniegu, wyścieliła się jeszcze wygodniej i puszyściej, wreszcie wykrzepła wszystko mrozem i usiadła na tronie, by się radować swym wspaniałym włodarstwem.
Jeszcze niekiedy spochmurniała, jakby się jej zdawało, że gdzieś tam jeszcze trzeba posypać śniegiem pominięte ukrocie, aż kiedy dla pewnego zobaczyła na słonku w towarzystwie górala cudną, nieznaną jej narciarkę, kiedy się przyglądnęła jej nieporadnym, początkującym ruchom — rozpogodziła się zupełnie, by jak najdłużej móc się przyglądać jej pociesznym koziołkom. Od tej chwili stała się dla niej łaskawa i słoneczna — najpierw dlatego, że jeszcze nigdy nie widziała jej w górach, wreszcie postać narciarki tryskała taką bujną młodością i urodą, iż zdawało się Zimie, że to jakowyś kwiat przypiął do swoich łodyg narty i bez obawy, owszem, z roześmianą rozkoszą, tarza się w śniegu.
Górala, który coś stale pokazywał narciarce, znała prawie od dziecka i kochała jak syna. On pierwszy pogłaskał śnieg ślizgami i tylko czekał, kiedy lepiej nawieje. Znając wprost niezliczony zastęp swoich narciarskich wielbicieli, widziała, że tylko on jeden, Jędrek Gąsienica Krzeptowski, był jej najulubieńszym benjaminkiem. Nikt nad niego tak śniegu nie miłował, nie miał odwagi i lotności, ani w szalonym pędzie nie szedł z wiatrem w zawody. Kochała go więc całym swym białym sercem, tęskniła do jego śmiałych, nieraz zawrot-
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/190
Ta strona została przepisana.