Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/201

Ta strona została przepisana.

łową orlicę i stał jak gdyby skamieniały.. Oh, gdyby mógł, byłby jej własnym sercem wyrównał to urwisko, ale narciarka już wzięła się do skoku.
Łuk — — i znów sunęła równo w dół.
Zanim zdołał wyszeptać: — Dobrze! — znowu łuk drugi — — i nareszcie ostatni, również szczęśliwy!
Obręcz ściskająca mu piersi, rozpękła się w kawałki. Całą piersią zaciągnął się powietrzem, jak podniecony palacz dymem.
— Oh, jakże ona pędzi!
Rzeczywiście Wichna leciała wprost zawrotnie. Zdawało się, że to nie człowiek sunie, ale jakieś uskrzydlone zjawisko.
Jął biec naprzeciw, jakby chciał ją zatrzymać, i nagle usunął się jej z drogi.
— Szus!!! — zaszumiało mu w uszach i jakby pędem powietrza potargany — odgłos jego imienia.
Obejrzał się za siebie. Zwycięstwem upojona narciarka zahamowała pęd, jednak tak ostro i gwałtownie, że już nie mogła zachować równowagi i z nóg strącona, zupełnie prawie zanurzyła się w śniegu...
Jędrek jakby nożem przeszyty skoczył jej na ratunek.
— Rety, co ci się stało, co?!
Wichna przy Jędrkowej pomocy wygramoliła się ze śniegu, cała, jedynie uśnieżona.
— Ot, nic mi nie jest, — śmiała się zdyszana — tylko zupełnie niepotrzebnie taką bajeczną jazdę zakończyłam koziołkiem... Eh, tam mi tak szło wspaniale, a tu musiałam fiknąć! A wiesz dlaczego?
— ?
— Bom chciała się zatrzymać akurat przy tobie... Potem przeprosić cię i podziękować za nau-