Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/204

Ta strona została przepisana.

— Zgoda. Ale co z moją obiecanką... już zapomniałaś?
— O, pamiętam! Tylko jak wrócisz...
Zgodził się chętnie, jakby czytał jej z oczu, że to królewska będzie niespodzianka.
Po chwili rozstali się radośnie, podczas kiedy ich serca już ogarniał powoli szczęsny, pełen olśnień niepokój.
Jędrek żwawo posuwał się ku górze i co czas jakiś posyłał Wichnie ukłon. Wkrótce znikł za regliną, aby łagodniejszym terenem wydostać się na Cyrhlę.
— Oh, tak tu ciepło a ja cała drżę — wyszeptała do siebie dziwnie podniecona dziewczyna. — Jakże ta miłość słodko dławi...
Zwróciła oczy na regliny za którymi był narciarz. — Jędruś, jakże cię kocham! Już ci to teraz powiem... muszę! Przecież czekamy na to obydwoje...
Naraz coś ją widać natchnęło, bo odwróciła kijek i poczęła na śniegu rysować łukowato wygiętą linię. Promieniała z radości, jakby ten pomysł cieszył ją bezgranicznie.
Po krótkiej chwili odcinał się od śniegu kształt wyrytego serca...
Jęła się znowu zastanawiać coby na nim wypisać, poczem się nachyliła i rzeźbiła wolniutko, jak najstaranniej: „Kocham Cię“.
Teraz klasnęła w ręce, uradowana z dokonanego dzieła.
— Zdaje mi się, że to będzie i pięknie i niezwykle...
Miała słuszność, symbol był w stylu i najtrafniejszy. Wszak miłość jej dojrzewała na śniegu i takie czyste, śnieżne serce pragnie dziś ofiarować ukochanemu góralowi... On jeden jest go wart, on