Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/31

Ta strona została przepisana.

ten lęk opanować i wytrwać mężnie do łaskawszego może jutra.
Jakoż z powodu fizycznego i duchowego osłabienia przybladły nieco w jej rozbudzonej wyobraźni napastliwe obrazy, a wreszcie echa puszczy pociągnęły ku sobie zawsze czujną uwagę. Nawykła do ustawicznych łowów i obcowania z życiem lasu, mimowoli tężyła słuch, rozpoznając po głosie rodzaj dzikiego zwierza, a nie było wprost ryku czy miauczenia, ażeby był jej obcy i nie zdradzał znaczenia. W te wszystkie niezliczone zagadki wtajemniczył ją ojciec, sama przyroda, wreszcie własna przebiegłość. Pokochała to leśne pełne uroku życie całą swą młodą, niczem niezachmurzoną duszą, pokochała we wszystkich jego barwach, nieraz okrutnych i mrożących krew w żyłach, a jeśli czasem dziwnie nieśmiało budząca się tęsknota przenosiła ją dalej, do ludzi, do roześmianych tłumów, jakie rzadko przychodziło jej widzieć w Guerrero, to nigdy szerzej nie rozwinęła swoich skrzydeł i więdła niby kwiat. Ojciec bowiem żywił do ludzi uprzedzenie, zatem dobrze ich pewnie musiał znać, wiedział dlaczego należy ich unikać, przeto pocóż tęsknić za nimi, poco zbliżać się do nich.
Pomimo jednak owych przestróg przecież te niejasne pragnienia nie dawały się uśpić ni odegnać, ogarniały jakimś słodkim, kołyszącym marzeniem, gdzieś wiodły, maniły innym, nieokreślonym bliżej szczęściem, to znowu cichły jak pisklęta, by o jakimś wieczorze obudzić się na nowo.
Plany ojca dotyczące wyjazdu do ukochanej Polski, najbardziej może nęciły tę tęsknotę. Wszak, jak czasami opowiadał, jest to najpiękniejsza kraina, najbliższa sercu, łaskawa, we wszystkim swoja, ilekroć razy wspominał o niej, zawsze drża-