ły mu usta i w oczach lśniły łzy... jakże musiał ją kochać! Aż naraz, kiedy do swej ojczyzny postanawiał swój wyjazd, kiedy naprawdę jął się sposobić do dalekiej podróży, przyszło straszne bez ratunku nieszczęście. W jednym okropnym dniu runęło wszystko w gruzy, rozwiało się jak tęcza, bezpowrotnie, na zawsze! Już nie powróci teraz do tego kraju kochanego, zostanie tu na wieki pośród bezludnej puszczy, na obcej ziemi. Nawet ona musi opuścić jego grób i jechać hen za morze, na kraniec świata, gdzie jest kolebka ojca, rodzinny zagon ziemi, bowiem tak radził i tak kazał. Tam swoi ludzie, krewniacy, to i opieki nie poskąpią.
Cicha Polana.....
Jakiż ten wyraz miły, kojący serce i święty. Tam urodził się tatuś, tam swe rodzeństwo pozostawił. Przecież ją tam przygarną, pocieszą i nie pozwolą zginąć... Chyba że tak, jeśli są swoi, jeśli bracia i siostry ojca...
Cicha Polana.....
Myśli Wichny przeniosły się i mknęły coraz śmielej do tej urojonej krainy, do cudnych, złudnych gór, gdzie miała znaleźć miłą, bezpieczną przystań. Zapomniała na chwilę, że tu się wszędzie czai groza, że bezbrzeżna samotność otacza ją dokoła i szczerzy dzikie, chytre ślepia. Zapomniała o nieszczęściu i puszczy i tam kędyś daleko stwarzała sobie w duszy nowe obrazy, nowych ludzi i jakiś dobry, szczęsny świat...
Opodal szumiała monotonnie rzeka Salado, niosiąc swe wartkie wody do Rio Grande del Norte, by po krótkiej wspólnej podróży rozpłynąć się w głębinie Meksykańskiej zatoki.
Minęła północ i miesiąc przetoczył się na drugą stronę borów.
Nieszczęsne dziewczę czuwało dalej wraz z
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/32
Ta strona została przepisana.