Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

swobodnego życia, nadzieje i młodzieńcze porywy. Mimo prymitywnego wychowania zdawała sobie sprawę, względnie czuła instynktem, że musi teraz zacząć zgoła odmienny żywot, niepojmowany bliżej — jakiś w każdym razie tułaczy, nie ten wesoły i beztroski, lecz jakowyś nieznany, napawający lękiem, sierocy. Że te pełne podnieceń łowy i zasadzki, gonitwy czółnem po kołyszących nurtach rzeki, świeże, cudne poranki, południa parne wonią, noce nabrzmiałe szeptami niezgłębionych tajemnic, — że to wszystko minęło, oddaliło się kędyś bezpowrotnie, przepadło. Że choćby nawet tu została, to już owemu życiu nie wróci dawniejszego uroku, bowiem zabrakło tego, który tu wszędzie czuł się panem, śmiałym mocnym władcą, bowiem zabrakło ojca. Jakiż on był potężny, groźny dla puszczy, a dla niej, kiedy wieczorem spoczywali po trudach — jaki bezbrzeżnie dobry, troskliwy, czuły! Pamięta, kiedy pewnego razu poraniony jaguar skoczył zaciekle na kark ojca, a straszliwe pazury wpiły się w twarz i głowę... Struchlała wtedy, patrząc na tę zażartą walkę, która trwała zaledwie okamgnienie. Zwyciężył ojciec, rozdzierjąc pysk zwierza na dwie krwawe połowy, podczas gdy Grot jednym szarpnięciem kłów wypuścił trzewia drapieżnikowi. Wprawdzie odleżał ojciec później kilka dotkliwych ran, ale pokonał przeciwnika, któremu pono człowiek nie sprostał nigdy siłą wręcz. Pamięta niejedną jeszcze walkę, niejedno groźne niebezpieczeństwo, a przecież zawsze wychodził z niego tatuś cało, lub w najgorszym wypadku z nową raną. To też głowa jego i piersi były jokoby krata, na której puszcza w srogiej walce z człowiekem pisała swoje pamiętniki pierwotnym pismem blizn. Aż wreszcie, po tylu latach panowania i zwycięstw — uległ,