Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/53

Ta strona została przepisana.

dy, silny, barczysty mulat. Don Matheo rzucił kilka rozkazów mulatowi i sam również zajął się przygotowaniem do przyjęcia. Wkrótce na prostej z grubsza ciosanej ławie ukazały się płyty wędzonych mięs, kukurydzany chleb i butla wina.
Podczas gdy goście pokrzepiali się z drogi, skwater dawał różne zlecenia mulatowi, poczem gdzieś wyszedł i dość długo nie wracał. Kiedy pojawił się nareszcie, wyjął z skórzanej torby zwitek banknotów i kładąc je przed Wichną, odezwał się poważnie:
— Senhorita, oto pieniądze za ojcowską zagrodę... Wszystko razem oceniłem bardzo sumiennie, każdy drobiazg. Niech Bóg zachowa, nie oszukałem w niczem... Jeśli opuszczasz owe strony, to trzeba wziąć zapłatę. Nie wzbraniaj się, bo nie ustąpię, a pieniądze przydadzą ci się w życiu. Nie może być inaczej, bo to twoje dziedzictwo — dodał z naciskiem i, biorąc zwitek z ławki wetknął go Wichnie w rękę.
Przyjęła miękki rulon papierów z wyrazem, z jakim przyjmuje się zapłatę za jakąś ukochaną, najdroższą sercu rzecz. Teraz za to ojcowskie gniazdo, za wszystko co ją lat tyle otaczało, służyło i napawało szczęściem — został jej ostatecznie tylko ten zwitek, ta garść marnych pieniędzy... Nie, nie było ceny i nie było zapłaty, aby wyrównać wartość zostawionego skarbu, nie było nic, coby zastąpić mogło to jakby święte miejsce. Ledwie wstrzymała się od płaczu, tak ją ta sprzedaż zabolała i szarpnęła za serce.
Znowu poczęto ją pocieszać, tłumacząc różne życiowe konieczności, chociaż niewiele przez to osiągnięto. Również niełatwo dała się wreszcie skłonić do wypicia małego kubka wina, co już było zasługą don Carlosa i jego miękkiej, nieustęp-