Tam pęknie dotychczasowej doli ostatnie ogniwo, ostatnie drzewo ją pożegna, ostatnia ręka znajomego człowieka.
Bezradna dłoń dziewczęcia obsunęła się z kolan na miękką głowę psa, tego jedynego teraz przyjaciela, jakby ową pieszczotą chciała przysłonić widmo niewiadomego jutra, jakby szukała w nim otuchy.
W trzecim dniu po pogrzebie Wichna opuściła gościnne progi don Joasinha, kupca w Guerrero i oddanego przyjaciela śp. ojca, udając się pociągiem do stołecznego miasta republiki, gdzie w konsulacie polskim miała otrzymać paszport na wyjazd do ojczystego kraju.
Dobroć, jaką don Joasinho jej okazał, przeszła wszelkie oczekiwania do ludzi uprzedzonej dziewczyny. Przede wszystkim sam zajął się pogrzebem, ponosząc wszelkie koszta związane z tą smutną uroczystością, dom i opiekę ofiarował opuszczonej sierocie jak długo tylko zechce korzystać ze szczerej gościnności, a gdy usłyszał że z woli ojca musi wrócić do Polski, dawał jej syna za opiekuna do Meksyku, by jaka zła przygoda nie spotkała jej w drodze. Okazało się jednak, że don Carlos, bogaty myśliwiec i turysta ma właśnie w planie zwiedzić tamtejszą połać kraju, a więc sprawa opieki złożyła się pomyślnie, tem bardziej, że możny caballero z całą uprzejmą gotowością oddawał swe usługi. Należało tylko odłożyć nieco wyjazd, póki don Carlos nie będzie gotów do podróży, co się stało w niespełna jedną dobę.