Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/57

Ta strona została przepisana.

ta, który manipulując łapami koło kagańca jaki dla bezpieczeństwa włożyła mu na głowę, w żaden sposób nie mógł pogodzić się z tym niesłychanym w jego życiu wymysłem. Pełne radości słowa caballera pokonywały wolno jej nieśmiałość, pobudzały ciekawość do nieznanego życia, jego olśniewających ponęt i tajemnic. Wszystko to dla niej wydawało się jak gdyby snem lub bajką i w oczach duszy jęło nabierać żywych, konkretnych kształtów. Po kilkudniowym obcowaniu w liczniejszym ludzkim towarzystwie w pierwszej chwili przytłoczyło ją nadmiarem coraz to nowych wrażeń, jednakże szybko opanowała nerwy i z każdą chwilą trzeźwiej poczęła wpatrywać się w różne przejawy tych nowości. Wrodzona jej inteligencja, przez tyle lat pozostawiona swej własnej wyobraźni, w lot przyswajała sobie każdy obcy jej szczegół, czy to sposób zachowania, rozmowy, czy czegokolwiek. Pamięć przeistoczyła się z łatwością jakby w filmową taśmę, której niezwykle czuła emulsja chwytała najmniejszy nawet drobiazg i odpowiednio układała go w duszy. Głęboka boleść również jak gdyby w niej przycichła, bowiem jej umysł stale był zajęty czemś innym, obsorbującym i ciekawym.
Obecnie znalazłszy się w pociągu, wśród ludzi, zgiełku i ustawicznej zmiany miejsca, czego niejasny miraż dotąd pozostał jej z dzieciństwa, nie miała również sposobności na smutne rozmyślania, gdyż wspaniały krajobraz przesuwający się za oknem, a przede wszystkim pociągające opowieści Hiszpana zaprzątały jej umysł i napełniały wyobraźnię blaskiem wymarzonych obrazów, które tam kiedyś rzeczywiście isniały.
— Wątpię, czy pani dobrze robi, opuszczając uroczy Meksyk — zeszedł po jakimś czasie na