gał, Nie rozumiała prawie tego szeptu, oszołomiona, przedziwnie osłabiona — bezwolna.
Znów zapłonęły światła. Hiszpan wyszedł po chwili w loży i zda się skierował kroki do hotelowej portierni. Gdy tylko znikł za ścianą, rosły murzyn z jazz bandu, jak gdyby czekał na sposobność, stanął przed lożą Wichny. Coś zaczął szybko mówić, łyskając białkami oczu i rzędami rażąco białych zębów. Nie rozumiała czego chce od niej ten niby węgiel czarny człowiek i co pokazuje gestami. Nieobecność Hiszpana i to niespodziewane najście przeszło ją dreszczem lęku. Słowa negra, pośpiesznie wymawiane, tworzyły jakiś mamrot, że nic pojąć nie mogła. Murzyn jeszcze się zbliżył i nachylił, jakby koniecznie chciał otrzymać odpowiedź. Wziął ją pewnie za kochankę Hiszpana i pragnął ją przekupić...
Na szczęście pojawił się don Carlos i równocześnie murzyn cofnął się szybko w tył, zmierzony ostrym wzrokiem Hiszpana.
Czego chciał ten wstrętny negr? — spytał, wchodząc do loży.
— Nie wiem — odrzekła cicho. — Coś zaczął gadać lecz nie mogłam zrozumieć.
— Porco! — padło ze złością z ust Hiszpana. — Obrzydły pies, pewnie cię napastował! Otóż widzisz, kochana senorito — począł znowu łagodnie — gdyby nie ja, tobyś przepadła sama w drodze... Tu wszędzie czyha nieszczęście na samotną dziewczynę... Od Saltillo zaczyna się pustynia którą musi się przebyć do Meksyku, a tam jeszcze gorsi ludzie... Widząc słabego bezbronnego człowieka, mogą go zabić, obrabować... Teraz powiem ci prawdę: nie miałem zgoła w planie owej podróży, tylko dla ciebie jednej jadę... Jestem silny,
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/68
Ta strona została przepisana.