Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/71

Ta strona została przepisana.

Usiłowała zasłonić piersi dłońmi, lecz jej zabrakło siły.
— Nie, senhor, ja tak nie chcę! — wyszeptała błagalnie.
Lecz caballero nie chciał słyszeć o niczym. Zaślepiła go żądza zdobycia tej rozkosznej dziewczyny, żądza wprost żywiołowa. Nią żył od tylu godzin, nią się radował i podniecał.
— Nie, nie! — znów wpadł w powietrze cichy okrzyk, już prawie z płaczem.
Napastnik jednak nie zwracał nań uwagi, cały rozpłomieniony niczem żagiew.
— Słuchaj, — syknął zdziczałe — porzucę cię jeśli będziesz oporna, a wtedy zginiesz! Pragnę cię... kocham....więc nie skąp pieszczot! — i jął ją brać w swą przemoc, pewny że przekona ją groźbą.
Mylił się jednak. Zdrowy instynkt dziewczyny był silniejszy niż wino, niźli chwilowe odurzenie. Nie przejęła jej groźba, przeciwnie, natchnęła nagle przytomnością, jako nieraz tam w puszczy w obliczu zaczajonego zwierza. Puszcza dała jej siłę, odwagę graniczącą z szaleństwem i krzepkie nerwy.
Poczęła się szamotać z Hiszpanem,
— Senhor, bo będę drapać! — jęknęła nagle Wichna, zdecydowana w swej obronie walczyć do upadłego.
Ton okrzyku w jednej chwili poderwał ze snu Grota i spostrzegłszy broniącą się panią, skoczył jak wściekły na plecy napastnika. Równocześnie rozległ się głośny jęk zmieszany z psim charkotem. W okamgnieniu znalazł się Hiszpan na podłodze, przerażony, zbroczony krwią na twarzy. Teraz wilczur oszalał i znów ponownie dopadł do rzuconego ciała. Ale już Wichna chwyciła go