— Na Podhalu? Ano to był moim rodakiem, bo ja również z Podhala — zwierzył się z przyjemnością. — A jakże ojciec się nazywał?
— Michał Obrochta, mnie zaś na imię Wichna...
Szczerość i prostota tej uroczej dziewczyny była rozbrajająca.
— A więc pan zna Podhale? — spojrzała z radością na konsula, nie mogąc oprzeć się pytaniu.
Uprzejmy pan wprost nie spuszczał z niej oczu.
Oh, znam, znam... Piękny, niezapomniany kraj! A czy pani posiada dokumenty, jakieś papiery?
Otworzyła torebkę.
— Oto one... Tatuś przechowywał je pilnie, a gdy umarł, kazał zabrać ze sobą.
Konsul wziął plik papierów i począł je przeglądać. Wreszcie wśród pożółkłych szpargałów znalazł metrykę Wichny wystawioną w Chicago, obywatelstwo Ameryki Północnej i drugie meksykańskie.
— Owszem, papiery są w najlepszym porządku — odezwał się po chwili, poczem uśmiechając się dobrotliwie, dodał: — Tylko o tym pięknym wilczurze nie ma na piśmie ani słowa.
Na twarzy dziewczyny osiadła nagle chmurka. Nie wiedziała co odrzec...
Spostrzegł to konsul i z miejsca wybawił ją z kłopotu.
— Ja tak tylko żartuję... Tylko dziwię się właśnie, że pani psa zabrała, bo to przecież kosztowne...
— Ojciec kochał go bardzo i nie kazał zostawiać. On jest ogromnie wierny i już nas nieraz wyratował od śmierci.
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/80
Ta strona została przepisana.