Wichna zaskoczona tak niespodziewanym zaproszeniem jęła się wzbraniać, choć łzy radości zaświeciły jej w oczach. Wszak to był przecież Polak, pierwszy Polak jakiego spotkała w swoim życiu i jakże dobry!
A to powtarzam, że niema innej rady i proszę łezki otrzeć. Ja je rozumiem... — dodał konsul drżącym nieco głosem. — Będzie się panna Wichna czuła u nas jak w swojej leśnej chacie... Pozna moją córeczkę, również tak śliczną jak i Wichna, tylko o wiele młodszą, Irusię... Jakoś czas nam poleci...
Oparł ręce na jakiejś grubej księdze i z głębokim współczuciem patrzał na tę tułaczą parę. Nie wiedzał wcale, że w owej księdze na którejś karcie poprzednik jego wpisywał przed trzema laty imię Polki, Anny Obrochta, poszukującej męża oraz córki... Ale księga milczała i nie zwierzała tajemnicy tej oto rozrzewnionej sierocie, jak gdyby tylko los miał od niej klucze i on snuł dalej swoje nieodgadnione plany...
— Droga do Polski jeszcze bardzo daleka, — ciągnął dalej konsul — więc odpoczynek jest konieczny. Zresztą po takim ciężkim przejściu trzeba nieco ochłonąć i zrównoważyć nerwy.
Powstał od biurka, rzucił przez drzwi do drugiego pokoju jakoweś polecenie sekretarzowi, poczem poprosił Wichnę do mieszkania znajdującego się o piętro wyżej.
— Tylko... ja mam na kolei swe rzeczy — oznajmiła dziewczyna.
— Oh, bagatela! I to za chwilę załatwimy — odpowiedział z uśmiechem.
W mieszkaniu zaznajomił ją z żoną i ukochaną córeczką, określając pokrótce cel przybycia rodaczki. Piękna pani przyjęła ją z niekłamaną ra-
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/82
Ta strona została przepisana.