ny spragnionej macierzyńskiej pieszczoty, również zaświeciły łzy w oczach.
Kiedy uspokojono ją po chwili i posadzono na kanapie. Irusia zbliżyła się do Wichny, i ucieszona objęła za szyję.
— Ja ciebie lubię i dam ci moją lalkę — zaszczebiotała słodko.
Słowa dziewczynki były tak ujmujące i tyle miały w sobie treści, że serca wszystkich objęło rozrzewnienie.
Jakoż Irusia dotrzymała swej obietnicy i niedługo w dziecinnym pokoiku włożono lalkę do kołyski, aby ją wspólnie uśpić.
W wilgotnych oczach Wichny budził się cudny miraż dzieciństwa, ale słabiutki, zamglony, nieuchwytny.
Port Vera Cruz znikał powoli na horyzoncie i razem z lądem krył się za wodnymi garbami przeogromnej zatoki.
Wichna wciąż jeszcze stała na pokładzie wspaniałego parowca, patrząc rzewnie i smutnie na opuszczony kraj. Tam pozostały przecie niezliczone wspomnienia, wszystkie blaski i cienie najkwiecistszej młodości, sny, i marzenia... tam pozostał grób ojca... została umiłowana puszcza z całym swoim nieprzebranym bogactwem... sprzedana rancza, lama, drób i czółenko.. zaś w owej stronie za konturami portu, daleko, dobra i przyjazna rodzina, jak gdyby własna, tak głęboko zapisana w pamięci, a już najgłębiej w sercu.
Ileż radości przeżyła w tym ukochanym gronie i pogodnych chwil szczęścia! Przyjęto ją jak