Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/88

Ta strona została przepisana.

tak bowiem były piękne i tak gorąco wpraszały się do serca. Każda ilustracja mówiła coś innego, przedstawiała jakiś piękny krajobraz, typy polskich mieszkańców, stare budowle miast, a wszystko to pociągało ku sobie, było niezmiernie bliskie duszy, tak jakoś bardzo swoje.
Na jednej z kart znalazła tatrzańskie Morskie Oko...
Wpatrzyła się w ten obraz całym uradowanym sercem, jak w żywe ukochane oblicze. Jakiż cudowny był ten staw wśród niebotycznych gór i jakże malownicze otaczały go ramy! Kosodrzewina maiła niższe stoki, olbrzymi kontur Mnicha odbijał się w czystej wodzie jak kryształ, po której płynęła łódka z turystami... Na brzegu widniał w góralskim stylu dom, o pięknym płaskim dachu... Hen dalej jeżyły się ku niebu skalne szczyty i turnie... Żeby jeszcze na skale zabaczyła świstaka lub kozicę, oh żeby! Niestety, pewnie spłoszyli je turyści...
Pamięta wszystkie ojcowskie opowieści, który tam był wielekroć razy, chadzał po perciach i na ciupadze zjeżdżał piarżystym żlebem. Pamięta nazwy wielu szczytów, potoków, hal... W pierwszym zaś rzędzie halę Sołtysią i Jaworzyńską, na których ród Obrochtów wypasał owce jeszcze za czasów polskich królów i do dziś je wypasa... Pamięta, wszystko pamięta... legendy o śpiących rycerzach, zbójnikach, krwawych walkach z żandarmami cesarza... Ojciec o wszystkim opowiadał, nieraz zaciskał pięście, to się prostował niby orzeł do lotu, to znów rozczulał się wspomnieniem i dusił w gardle łzy... Ot, los tułaczy któremu w duszy pojawi się ojczyzna...
Morskie Oko...
Lgnęła oczyma do ryciny jakby jakiejś świę-