pustką, jednym zlewającym się tonem nieba i wody.
Po trzech dniach w nocy „Bretania“ przepłynęła zatokę i zawinęła do Havany, port na wyspie Kubie, skąd zabrała tłum nowych posażerów oraz uzupełniła zapasy węgla i słodkiej wody. Był to ostatni krótki postój przed męką wielodniowej podróży, francuskim Havrem.
O świcie wypłynął okręt na wody przeolbrzymiej cieśniny, dzielącej wyspę od uroczej Florydy. Niósł go obecnie ciepły prąd zatokowy, Golfstream. Ten wspaniały błogosławiony morski strumień miał swą kołyskę u meksykańskich brzegów, by okrążywszy długie ściany zatoki, wydostać się cieśniną na bezmiar oceanu i nieść ogrzane masy wód aż do wybrzeży Europy. Wraz z swoim ciepłem życiodajnym przynosił od swej młodszej siostrzycy, Ameryki, pozdrowienia i uścisk, oddech palmowych gajów i opowieści tajemniczych selwasów.
Następnej nocy „Bretania“ rozstała się z Golfstreamem, wpływając na niebezpieczne wody archipelagu bahamskiego.
Cały ten obszar, ciągnący się na setki mil, pełen wysp i wysepek, mielizn i koralowych raf przedstawiał dla żeglarza wielce trudne zadanie. Trzeba było niezwykłej przytomności umysłu i doświadczenia, by nie pobłądzić w labiryncie licznych kanałów i przesmyków, albo nie osiąść na zdradliwej mieliźnie. Jak okiem sięgnąć, wynurzały się z wody rude grzebienie skamielizn, mierzeje ledwie porosłe dziewiczą roślinnością i uporczywie opierające się przypływom, to znów stawały wpoprzek drogi całe łańcuchy rozrzuconych wysepek, ławic i dun, było tu wszędzie karkołomnie nierówno, podnosząc się miejscami z niezgłę-
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/92
Ta strona została skorygowana.