Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/94

Ta strona została przepisana.

stanowisko. Wedle wyznaczonego rejsu okręt brał teraz kurs w stronę ostatnich wysp na drodze, Azorów, od których dzieliło go jeszcze sześć dni podróży.
Właśnie o owych wyspach czytała teraz Wichna. Tam na górzystej Graciosie zginął przed rokiem w czasie przelotu oceanu polski lotnik, Idzikowski. Czytała z zapartym tchem o tym nadludzkim przedsięwzięciu, podziw budzącym starcie, trudnym a tak wspaniałym locie, a wreszcie śmierci bohaterskiej. Podziwiała jego oraz towarzysza Kubali wprost szaleńczą odwagę, ich walkę z przestworzami, zawziętość i pragnienie zwycięstwa dla Polski, swej ojczyzny.
Patrząc od tylu dni na niezmierzony żywioł oceanu, zdawała sobie sprawę czym był ich zamiar trudny i wytrzymałość, jak niepojętą była ta odwaga. Tyle jak wieczność długich godzin być zawieszonym między niebem a wodą, trwać w swej ciasnej kabince, czuwać, trzymać ręce na pulsię sterów i maszyny, czy dzień, czy nieprzebity mrok i pędzić przez czarną otchłań nocy nad morza rozhukaną otchłanią, to przecież w jej pojęciu było szczytem wszelkiej ludzkiej odwagi i największego bohaterstwa.
Tragiczny los, jaki przy lądowaniu spotkał majora Idzikowskiego, poruszył ją do głębi. Nie tyle może przez to, że był Polakiem, ale że mu nie było danem przez tak małą i fatalną przyczynę dokonać tego gigantycznego lotu. Żal ją przejął tak wielki, że rozpłakała się jak dziecko nad końcowym opisem i szczerze pokropiła go łzami.
Zapas posiadanych pism i książek stał się dla niej obecnie jakby szkołą. W ogóle od dnia pogrzebu ojca zasięg jej wiadomości powiększał się