Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/97

Ta strona została przepisana.

ciół, śmigłych, w białych guniach górali? Wszak nie ma chyba cudowniejszego świata, jako ten podhalański, pełen zielonych dolin z krokusami, zboczy ustrojonych w szarotki, szumiących wodospadów, smreków i stawów... Ciekawa, czy też przepłynie który Czarny pod Kościelcem... To nic, że jest głęboki, lecz woda w nim stojąca, nie jak w Rio Salado, którą nieraz wpław zdobywała...
I na szczyty też wyjdzie, na Wołoszyn. Koszystą i Żółtą turnię... Kupi sobie ciupagę, kierpce, bo jakże! — przcież musi zamienić się w góralkę... Kozicy nie ustrzeli, gdyż mówił tatuś, że nie wolno, za to z niedźwiedziem spotkałaby się rada. Co znaczy ciężki niedźwiedź wobec takich drapieżców, jak puma czy acelot? Zapewne nic...
Przymknęła oczy i dała się ponosić skrzydlatej wyobraźni. Zapomniała chwilowo o swym przymusowym lenistwie i przygnębieniu, o wszystkim. Była myślami w wymarzonej Cichej Polanie, błądziła po wonnej trawie hal i z opowieści ojca rozpoznawała szczyty.
Kiedy po jakimś czasie otworzyła powieki, opodal, wsparta na poręczy pokładu, stała samotnie o siwych włosach pani, ta zawsze smutna, z błękitnymi oczami... Stała, przypatrując się morzu, to znów zwracała głowę w stronę Wichny, jak gdyby widok lnianych włosów, okalających jasną twarzyczkę senority, sprawiał jej wielką radość.
Nagle zjawienie się tej pani zupełnie Wichny nie zdziwiło, bowiem ile razy opuściła kajutą, zawsze spotkała ją gdzieś blisko, milczącą, cichą, a raz przechodząc mimo, spostrzegła nawet, jak usta owej pani zadrżały boleśnie.
Przeszła jednakże wtedy dalej, unikając nawet kobiecej znajomości, chociaż ta postać od pierwszego wejrzenia budziła w niej zupełne zaufanie i