Strona:Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
KINGA:

Oh, nie mów tak,
tylko wysłuchać chciej,
jaka to sprawia siła...
Ty wiesz, mateczko droga,
że cię miłuję ile mogę,
że w każdy dzionek błagam Boga,
aby na twoją, matuś, drogę
zsyłał promienie swojej łaski...

KRÓLOWA:

Wierzę ci, Kingo. A więc lica
rozchmurz i zwierz mi swą tęsknotę.

KINGA:

Pomnisz, tam w Ostrzyhomiu jest kaplica,
której barwionych okien blaski
takie stwarzają tęcze złote,
że w zachwyceniu dusza tonie
i ciało pada na kolana —

(naraz jakby wpatrzona w wizję, mówi w uniesieniu)

A w ołtarzyku, jak w obręczy
tej rozegranej słońcem tęczy
ONA — NIEPOKALANA...
Jakże nieziemsko Jej nimb płonie,
jakże przejmują szczęściem duszę
Jej przenajsłodsze, dobre oczy. —
Ja tambym zawsze chciała być,
tej niebios Pani wianki wić,
ach, ja tam wrócić muszę!

KRÓLOWA (wzruszona):

Miłościwego proś rodzica,
może go natchnie Bóg
dla twego szczęścia...