Strona:Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu/37

Ta strona została przepisana.

hufce zbierają.

KINGA:

Wedle swych rachub Pan Bóg liczy
losy zwycięstwa...

BOLESŁAW:

Jakoż mam pojąć słowo owe?
Azaż męstwa
rycerstwu memu zbraknąć może!?

KINGA:

Wiem, że nie zbraknie, że gotowe
jest nawet polec w świętej sprawie. —
Lecz inną wagę słowom łożę:
Oto, by orężowi twemu Bóg
przewodzić chciał łaskawie,
byś tę potęgę straszną zmógł
i za tej ziemi zepchnął leże,
to właśnie złóżmy Mu w ofierze
tę wstrzemięźliwość naszę...

BOLESŁAW (po chwili rozwagi):

Słuszna twa rada, lube ptaszę,
więc wedle zbożnej twojej woli
niechaj się stanie!

KINGA:

O, niechże niebo ci zapłaci
za dobroć oną i niech doli
szczęsnej przysporzy. —
Niech za to nasze ślubowanie
pośród przyrodniej twojej braci
i kneziów naszych włości
zgodę rozsieje. —
Do naszych słobód i do chat
miłość bliźniego niech zagości. —
Niech pan siermiędze będzie rad,
niech miodem ciekną bartne knieje,
a mlekiem i zbóż złotem
łąki i niwy płyną. —