Strona:Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu/52

Ta strona została przepisana.
BOLESŁAW (nieco spokojniej):

Któż ten cud zdziałał?

GRZYMISŁAWA (wskazuje na milczącą Kingę):

Bogiem się świadczę — Ona!
Z niej owa boska trysła siła —

KINGA (drżącym głosem):

Nie ja... to Bóg... jam tylko się modliła...

(naraz klęka przed Bolesławem):

Małżonku mój i panie
wybacz, błagam w pokorze
jeślim w czem zawiniła...
Ja wiem, żem we twym dworze
jest jako mniszka... Lecz się stanie
jako przykażesz... Wielki Bóg
kieruje twoim i mym losem,
przeto dni naszych bieg
Jemu zostawmy...

BOLESŁAW (przyjaźniejszym tonem):

Powstań, bom mąż twój a nie wróg!

(podnosi Kingę z klęczek, która znowu opiera się o ścianę)

Ty wiesz, że swym niewieścim głosem
miękczysz me serce...

(Po chwili znów się unosi i mówi jakby do siebie

Biada mi,
iżem jak skruchy wosk
na sytym ogniu! Wszystkie dni
mam pełne o tron trosk,
że rozum gubię —
i w tęskni trwam, ty — w ślubie!

(Przez chwilę patrzy na Kingę w wielkiej rozterce)

Przecz tyś jest gwiazdą, której dłoń
spragniona ma nie sięże,