Strona:Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu/53

Ta strona została przepisana.

i miłowanie wielkie doń
czemu się w sercu lęże?
Czemu już drugi tęskny rok
twą krasę wzrokiem kradnę,
śledząc zazdrośnie każdy krok
i oczy twoje władne —
Oh, jużbych wolał abyś mi
świętą była ikoną,
bych się nie łudził w biegu dni,
iżeś mi ślubną żoną. —
Wtedy bym modły u twych nóg
z kwiatami kładł co rano,
bych szczęśnie krajem rządzić mógł
z małżonką miłowaną. —
I by mój własny, rodny syn
wziął po mnie władzy brzemię,
by się ten ojców ostał tyn
i dziadów chrobrych plemię —

(z goryczą)

A tak — jakiż ja pan i książ,
jaki rachunek zdam ojcowi,
ja — ni to brat twój, ni to mąż,
ni jakiś pachoł wdowi!

(w stronę Kingi)

Cóż mam uczynić, przecież radź,
gdy cuda Bóg ci daje,
czy drugą żonę grzesznie brać,
gdy ciebie mi nie staje?

(do matki, wskazując na Kingę)

I ty rad nie skąp, boś mi tą
królewnę wyswatała,
jakoż mam zmienić dolę złą,
byś wnuczę prawe miała?
Zaliż mi habit mnicha wdziać
i miecz rodowy złamać,