a wszystkie dojrzałe już prawie. —
Wołają: Napróżno,
przybylim zapóźno!
I jęli popasać na trawie. —
A Kinga tymczasem
uchodzi precz lasem,
aż znowu w zalęku przystaje —
bo oto za rzeką,
już tuż, niedaleko
gon drugiej watahy poznaje. —
Ratujcie anieli!
Już tylko ich dzieli
tej wody nurt wartki, spieniony. —
Lecz w zimne te tonie
wróg wpędza już konie,
skarbami królowej wabiony. —
I wkrótce poganiec
przepływa Dunajec
i pędzi ku Kindze w sto koni. —
A ona spoziera
i w lęku zamiera,
bo cóż ją przed śmiercią zasłoni? —
Znów Boga przyzywa
i myśl ją szczęśliwa
nachodzi w tej chwili ostatniej:
Koronę z swej głowy
pod koni podkowy
precz rzuca, by srogiej ujść matni. —
O dziwo! — Z korony
skaliste się trzony
spiętrzają w niebiosów strop siny. —
A z drogich kamieni
Strona:Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu/73
Ta strona została skorygowana.