Strona:Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu/83

Ta strona została przepisana.

jak słońce szerzyła swe blaski —
A ludność uboga
u tego by proga
ratunek znalazła i łaski. —

(jakby tajemniczym tonem)

Bo ona, jak wieście
szeptają po mieście,
zamierza wdziać szaty zakonne —
i w onym klasztorze,
jak służka w pokorze,
poświęcić dnie swoje dozgonne. —

WICHNA:

Tu, w Sączu? O Boże,
więc ujrzym ją może!

RADOSZ:

A władał któż będzie,
gdy ona w klasztorze,
jak mniszka w swej celi osiędzie?

PIEŚNIARZ:

Nie nasze to troski,
bo osąd jest boski
w tem dziele...

ZBYCH: (naraz coś spostrzega i wskazuje dłonią)

Baczcie! o tam,
od rostajnego krzyża
jakiś się poczet drogą zbliża...

(wszyscy powstają i spoglądają w tę stronę)
BOGDA:

Zda się, jakowyś możny pan
do Węgier jedzie...

WICHNA (podnosząc się na palcach):

Kolasa toczy się na przedzie
i cała w słońcu świeci...