moje, rozum tu mój za słaby, ale jeszcze popróbuję, jeszcze pracować będę, pracować choćby przez całe życie, albo poradzę się drugich, zapytam starszych, doświadczeńszych, świadomszych tej rzeczy, oni mi pomogą do rozwiązania tej tajemnicy. — I męczy się, pracuje usilnie, aż wreszcie długą tą a bezowocną walką zmęczony, uznając niemoc swoję, zwraca się w gorącej modlitwie do Boga, wołając z głębi duszy:
Ty coś jest życiem, światłością.
Daj mi światło, daj mi życie!
W całej znanej nam literaturze dramatycznej europejskiej, nie wyłączając nawet Szekspira, nie widzimy równie potężnej i tak prawdziwie chrześcijańskiej sceny, jak ten pełen życia monolog Krisanta.
I modlitwa jego wysłuchana — bo każdy szczerze szukający prawdy znajdzie ją; „kto puka, będzie mu otworzono.“
Poganin staje się chrześcijaninem, bohaterem błogosławionym, wzorem do dziś dnia pod wielu względami. — Wie on, że Darja go kocha, i choć ona magnetycznie pociąga go ku sobie, choć pod tym jej wpływem nieraz chwieje się i słabnie, zwycięża jednak pociąg ten miłością wyższą, chrześcijańską, bo czuje, że prawdziwym ślubem, prawdziwym małżeńskim związkiem jest wspólna a żywa wiara w Boga prawdziwego i wynikające z tej wiary — życie wedle woli Bożej; czuje że to jest wspólna wzajemna pomoc w drodze jednej, ku celowi jednemu a najwyższemu, ku zbawieniu. — To też przedewszystkiem kocha on duszę Darji, to jest pragnie jej zbawienia jak swego. A w ostatku woli raczej męczeństwo własne i okropniejsze jeszcze żony swojej, niż wyprzeć się wiary w Chrystusa.
A dziś!... księże Witoldzie, „dziś inne zwyczaje,“ powiada z gorzkim Walenrod uśmiechem. A Darja? toć to także poganka, ale nie taka jak Cintia i Nisida, które w nic nie wierzą, w nic zgoła, których bóstwem jedynem jest zysk materjalny lub pycha. — Darja wierzy prawda że w fałszywe bóstwa, w słońce, księżyc, morze i t. p., ale wierzy szcze-