Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/18

Ta strona została przepisana.

nieprzepłaconych jego Fraszek, a pewnie nikt wyrzutni tej nie poczyta za złe wydawcy, ani za ujmę wielkiemu poecie.
Jeśli to kogo zadziwi, że nad dramatem, nad dziełem literackiem, zatrzymuję się tak poważnie, przypisując słowu tak wysokie znaczenie, odpowiem: że czas już i wielki czas, aby literatura, aby słowo każde, a tem bardziej słowo do narodu, przestało być czczą igraszką; czas już, aby powróciło do prawdziwego swojego znaczenia i powołania. Czas już i wielki czas, aby chrześcijaństwo przeszło we wszystkie czynności nasze, a więc i do literatury i do krytyki, wszędzie zgoła. Czas już, aby nawet zabawa stała się chrześcijańską, to jest aby była ochłodą, orzeźwieniem, wytchnięciem chwilowem na tej drodze podgórnej, która się życiem nazywa, ale nigdy zboczeniem, nigdy zniżeniem.
Takie pojęcie rzeczy niepodoba się zapewne tym, którzy chcą sztuki dla sztuki, ależ to nie dla nich pisał Kalderon takie dramata jak niniejszy. Dla nich pisał on te wszystkie, które później chciał spalić, ale już było za późno.
W jednym z jego dramatów sakramentalnych (Autos sacramentales) gdzie Świat, Grzech, Światło, Łaska i t. d. wchodzą jako osoby działające, jako aktorowie, Światło (el Luzero) tak się odzywa do swej towarzyszki:

„W złą porę przychodzimy do świata bo w chwili gdy
zaślepiony i bez pamięci całą duszą oddaje się zabawom.“
[Aut. sac. de las Ordenes militares. Madr. 1690.]

Uczyniwszy tę uwagę, nieustają jednak w drodze, owszem, podchodzą śmiało ku światu.
Otóż kochany Bracie, i nam nie inaczej uczynić przystało. Powtórzywszy więc sobie nawzajem powyższe smutne słowa del Luzero, idźmy ku światu z tem światełkiem Kalderońskiem, bez względu jakie nas czeka przyjęcie.
22. Marca 1858. r.