Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/182

Ta strona została przepisana.
KRISANTO.

Znam cię głosie tajemniczy,
Mój ty aniele strażniczy!
Przez ciebie to, silny tobą,
Wbrew sobie stawam się sobą.
Lecz zkądże głos ten w tej dobie!

(wchodzi POLEMIO, ESKARPIN i żołnierze niosący misę zakrytą.)
POLEMIO.

Przychodzę pokazać tobie,
Jak sobie wysoko cenię
Twoje rychłe wyzdrowienie,
I że z hojnością wspaniałą
Wynagrodziłem lekarza,
Który cię zdrowiem obdarza.
Dałem co mu należało,
Nagrodziłem go sowicie —
Dałem mu... śmierć!... Zdjąć przykrycie!
Czy poznajesz?

(żołnierze odsłanią ściętą głowę KARPOFORA.)
KRISANTO.

O! mój Boże!

POLEMIO.

Pomyślże teraz nad sobą,
Bo gdy lekarz padł ofiarą,
To cóż będzie z chorobą?
Oto jest...