Przyczynę już bez przyczyny,
Początek już bez początku,
Czas — bez czasu!...
Tu kres myśli, jej potęga
Dalej już na włos nie sięga. —
A w tej księdze z każdym krokiem
Coraz głębsza tajemnica;
Wszystko ciemnieje przed wzrokiem,
Rozum coraz mdlej przyświeca;
Pod tych zagadek nawałem
Pojęcie i sąd upada,
Co krok to nowe bezdroże; —
Oto dalej cóż powiada?!
„I Słowo stało się ciałem.“ —
Słowo ciałem! — jak być może,
Żeby Słowo, co w początku
W Bogu było, Bogiem było,
Słowo co wszystko stworzyło,
Żeby mogło stać się ciałem!
O nieba! serdecznie was proszę,
Dajcie mi klucz tych tajemnic,
Niech już raz wyjdę z tych ciemnic,
Z tych męczarni, które znoszę!
O ty! bóstwo niepojęte
W swem istnieniu przedświatowem,
Niezbadane w swoim bycie!
Bogiem ty jesteś czy Słowem,
Ty, coś jest samemu sobie
Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/25
Ta strona została przepisana.