Ojciec jestem sędzią syna,
Wspólnika nędznych zbrodniarzy,
W sprawie strasznej, co obraża
Razem bogi i cesarza!
Pojmujesz jak ciężkie boje
Rwały mi serce na dwoje,
Tu miłość, tam oburzenie,
Aż przemogło przebaczenie. —
Rzekłem mu, żeby się schował
Albo ucieczką ratował,
Lecz niestety! w tejże chwili
Żołnierze nazad wrócili,
Już nie mogłem go obronić.
To tylko jedno sprawiłem,
Że surowo zagroziłem,
By go nikt nie śmiał odsłonić.
W drodze zmieniam plan z obawy,
Bo w onem więzieniu w Rzymie,
Który wspólnik jego sprawy
Mógłby zdradzić jego imię.
Więc go wiodę pokryjomu
Do mego własnego domu.
A chcąc wszelkie zatrzeć ślady,
Używam gwałtu i zdrady:
Niewinnego niewolnika
Na jego miejsce podstawiam,
Ścinam jako bezbożnika,
I tym ciosem syna zbawiam.
Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/94
Ta strona została przepisana.