Strona:Petöfi - Janosz Witeź.djvu/19

Ta strona została przepisana.

I nikt też husarom nie zrządził nic złego,
A przecież radośnie do granic dobiegą,
Bo w smutnym tym kraju Tatarzyn sam w biedzie
Je tylko mdłe figi i mięso niedźwiedzie.

IX.

W lot zastęp husarski granicę przeskoczy,
Z gór swoich Tatarzyn za wojskiem szle oczy;
Gdy Włochów szerokie przebiega w cwał kraje,
Gdzie zdobne w rozmaryn zielenią się gaje.

Tuć uszła przygody madjarska drużyna.
Mróz tylko siarczysty krew w piersi jéj ścina;
Wszak zima tu wieczna! lecz w pełnéj swobodzie
Mkną dzielnie wojacy po śniegu i lodzie.

Bo ludy madjarskie hartowne z przyrody,
Ich z tropu nie zbiją ni mrozy, ni lody;
Zsiadają wnet z koni gdy krew im zakrzepła
I niosą na barkach bieguny dla ciepła.

X.

Z Włoch snadno do Polski przybyli szerokiéj,
A z Polski w kraj Indów — nad Ganges głęboki;
Do Franków krainy kęs drogi już mały,
Lecz pochód skaliste wstrzymują zawały.

Gdzie pomkniesz, tam okiem wciąż wzgórza i wzgórza,
Szeregiem się piętrzą jak groźne przedmurza;
Im bliżéj od granic tém wyżéj w obłoki,
W chmur kłęby spowite sięgają opoki.

Strudzone Madjary, skwar srodze ich nuży;
Zrzucili dolmany: nie wytrwać im dłużéj.
Tuż słonko nad niemi, kto przed niém uciecze?
Godzina m u drogi, więc piecze a piecze.

Jedyną im strawą powietrze z pod nieba,
Tak ciężkie i twarde, że stanie miast chleba;
W słonecznym upale spragnieni ochłody,
W garść chmurę ściskają: trysnęły z niéj wody.

Do góry olbrzymiéj dotarli już szczytu,
W noc tylko iść mogą, od zmierzchu do świtu,
Wciąż nowe im stają zapory w śród jazdy,
Bieguny w pochodzie trącają o gwiazdy.