Wśród gwiazd tych promiennych, gdy jadą w noc ciemną,
Tak Janosz w swój myśli rozmawia tajemno:
„Gdy gwiazda od nieba oderwie się złota,
Wszak kres się zakończy ludzkiego żywota.
Bezbożna macocho! toż szczęście dla ciebie;
Ze nie wiem gdzie czyja tkwi gwiazda na niebie;
Twą gwiazdę, oj wiedźmo, strąciłbym ja śmiało,
Byś dręczyć przestała gołąbkę mą białą”.
Już snadniéj im z góry zestąpić wysokiéj,
Tu trawka zielona, tu huczą potoki;
Powietrze tu lżejsze, skwar słońca mniéj pali:
Wtém cudny kraj Franków zaoczą w oddali.
Kraj Franków bogaty w winnice i strugi,
To istny Kanaan, ach! Eden to drugi;
Więc ostrzy nań zęby i szpony nań jeży
Bisurman krwi głodny i żądny grabieży.
Nim zastęp madiarski podążył w te strony,
Już Turczyn szerokie zapuścił zagony;
Po skarby kościelne wyciąga dłoń chciwą,
I z wina piwnice wypróżnia co żywo.
Już łuna pożaru nad krajem połyska,
Krew płynie potokiem, w krąg sterczą zwaliska;
W około królewski gród Turcy otoczą,
Z rąk ojca porwali królewnę uroczą.
Król wygnan z stolicy w rozpaczy, w przestrachu
Po kraju się włóczy jak żebrak bez dachu;
Gdy dzielna drużyna wlepiła weń oczy,
Po licu walecznych łza perłą potoczy.
Król smutno do wodza przystąpił na drodze:
„Oj! druchu mój, rzecze, los trapi mnie srodze!
Jak Darjusz jam w skarbcu miał złota bez miary,
Dziś nędza mnie gniecie!” — zapłakał król stary.
A wódz się pokłonił, i z wiarą zawoła:
„O królu, precz troskę odegnajże z czoła,
Za łupież, za mordy Bóg Turki ukarze,
Zagramyż im w basy: potańczą zbrodniarze!