Strona:Petöfi - Janosz Witeź.djvu/22

Ta strona została przepisana.

W net lotnych biegunów doskoczą Madjary,
I pomkną jak wicher za Turkiem w obszary;
Przez usta herolda już krwawe ślą słowo,
A sztandar walecznym szeleści nad głową.

I herold powraca: do boju grzmi hasło,
I okrzyk skrę w piersi rozbudza niezgasłą;
Huk, wrzawa szalona, chrzęst zbroi, szczęk stali:
Krew bucha, trup mostem na trupa się wali.

Spienione rumaki tną dzielnie z kopyta,
I głucho grzmi tętent; znać ziemia krwi syta
Przywtarza mu jękiem, drga bólem jéj łono,
Bo dziatwy zbroczona posoką czerwoną.

Z rąk paszy błysł buńczuk do góry wzniesiony,
Siedmioma końskiemi przystrojon ogony;
Brzuch paszy rozdęty jak okseft od wina,
Nos istny ogórek, wzrok mętny, twarz sina.

Gdy hasło zahuczy, w lot pasza brzuchaty
Rozstawia dokoła szeregi i czaty,
I nie drgną szeregi jak dzielnym przystało,
Choć w pierś ich huzary uderzą nawałą.

Straszliwa to walka! wnet zamęt się wkradnie,
Tureckie szeregi splątane bezładnie;
Z ich czoła kroplami wytryska pot krwawy,
Aż rosą czerwoną spłynęły murawy.

Ha! dzień to gorący! w opałach dziś Turek,
Już trupów tureckich wzrósł duży pagórek;
Już pasza buńczuczny nie płonnie się straszy:
Wtem Janosz zuchwale przyskoczy do paszy.

Z Janoszem nie żarty... szalona to głowa!
„Héj paszo buńczuczny! zagadnie w te słowa,
Na chłopa jednego toż ciebie za wiele:
Ja wnet cię szablicą na dwoje rozdzielę!”

Jak rzecze tak czyni, odpłatał pół brzucha,
Z pod ostréj szablicy krew z pluskiem wybucha;
Spadł pasza z bachmata oblany krwi rzeką
A buńczuk mu z ręku odskoczył daleko.

Tureckie żołdactwo pobladło od trwogi,
Oh uczu!” wykrzykną, zawrócą i w nogi,
I wichrem szalonym popędzą w obszary,
Za niemi tuż dzielne tną w pogoń huzary.