Jak szabla przed chwilą, nóż w ręku im błyska,
W lot smaczne mięsiwo zmiatają z półmiska;
I nie dziw że głodni, trudziliż się szczerze:
Toż warci spożywać królewską wieczerzę.
Z ust do ust koleją zakrążą puhary:
„Waleczny Witezie” zawoła król stary,
I czarę złocistą w prawicę pochwyci:
W krąg stołu Madjary stanęli jak wryci,
I ucha z uwagą nakłania drużyna.
Król do ust wziął czaszę i łyknął z niéj wina:
Zachłysnął się biedny, a kaszel go dusi,
Aż głosem ochrzypłym te słowa wykrztusi:
„Mów śmiało, kto jesteś rycerzu, bez trwogi,
Coś wrócił mi córkę, klejnocik mój drogi.”
„Przezwano mnie, królu, Janczem kukurydzą;
Prostacze to nazwy: mnieć one nie wstydzą”.
Tak Janosz królowi spowiada się szczerze.
Odpowie król na to: „Szlachetni rycerze!
Wszak tego junaka odwaga nam znana,
Janoszem Witeziem mianuję młodziana.
Waleczny Janoszu tyś wrócił mi dziecię,
Jedyną dni moich osłodę na świecie;
Więc tobie poślubić przystało dziewoję:
Na tronie królewskim zasiądźcież oboje.
Na owymto tronie styrałem ja siły,
Trud zorał mi czoło, włos troski zbieliły;
Kłopotom chęć szczera podołać nie może:
Dziś twarde me brzemię na barki twe złożę.
I czoło twe złotą uwieńczę koroną,
Bogate klejnoty i perły w niej płoną:
Mnie starczy na zamku maleńka komnatka,
Gdzie z cichabym dosnuł dni moich ostatka.”
I umilkł i wina znów popił król stary,
Wzrok wlepią w Janosza zdumione huzary,
A Witeż nasz głowę przed królem pochyli,
Pochwycon za serce tak rzecze po chwili:
„O! dziękiż ci, dzięki, za dobroć twą, Panie!
Mych drobnych to zasług zbyt świetne uznanie,
Toż wdzięczność za łaski m a dusza czuć zdolną,
Lecz darów twych, królu, mnie przyjąć nie wolno.