Strona:Petöfi - Janosz Witeź.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Dlaczego mi dary odrzucić wypada,
Za wieleby mówić... Ha! trudnażbo rada,
Na długą opowieść nie pora przy stole,
Więc przebacz mi królu — zamilczéć ja wolę.”

„Mów, synu! Kto mieczem szermierzy tak śmiało,
Takiemu zuchowi czyż milczeć przystało.”
Nalega król stary, nalega drużyna
I Witeź nasz dzielny opowieść zaczyna:

XIV.

„Od czegóż to zacząć? nasamprzód jak widzę
Wyjaśnić mi trzeba nazwę Kukurydzę.
Na polu odkryto sierotkę nieznaną
I ztąd Kukurydzy przezwisko mi dano.

W dzień letni Gaździna poczciwa niewiasta,
Przez pole zielone do wioski szła z miasta;
Było to w słoneczny poranek na wiosnę:
Wtem z bruzdy posłyszy kwilenie żałosne.

Płakałem okrutnie — przystąpi zdziwiona,
Podnosi mnie z brózdy i tuli do łona,
I w sercu poczciwém myśl jasna zaświeci:
„Wychowam sierotkę, Bóg nie dał mi dzieci.”

„Lecz Gazda był człowiek ponury i srogi;
Gdy biedna Gazdzina przyniosła mnie w progi,
Na wstępie gniewliwym powitał mnie wzrokiem,
I z ust mu przekleństwa trysnęły potokiem.

Poczciwa niewiasta drży cała i nie wie
Jak męża ukoić w straszliwym tym gniewie.
„Ej, ojcze! zagadnie, miałażbym chroń Boże,
Biédnemu dzieciątku dać zmarniéć na dworze?

Dobytkiem nam pięknym poszczęścił Bóg z nieba,
Więc chłopczyk w próżniactwie nie będzie jadł chleba;
Są konie i woły i owce, toć z czasem
Nasz mały Bogdanek zostanie Juhasem.”

Wszak słowo na serce upada jak rosa!
Lecz zawsze on na mnie spoglądał z ukosa,
Za lada swawolę on karcić gotowy,
Wciąż gromi i chłoszcze, to biczem, to słowy,