Strona:Petöfi - Janosz Witeź.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Nie patrzy na ludzi, co żywo ich mija
I ręki mu ręka nie ściśnie niczyja;
Snać nikt go nie poznał, lecz w duszy mu słodko.
„Ty poznasz mnie, rzecze, Iluszko sierotko!”

I przebiegł podwórko, już stanął u proga;
Zawarte drzwi sieni: gdzież ona nieboga?
Pomału do klamki przyłożył dłoń drżącą,
Pobladły mu lica, pierś bije gorąco.

Otworzył, i zcicha próg chaty przekroczy;
Wbiegł: twarze nieznane! „Czyż mylą mnie oczy?
Znów chwyta za klamkę. „Taż chata? oh nie ta!”
„Kogóż tu szukacie? zagadnie kobieta.

„Iluszki, sierotki” , odrzecze nieśmiało.
„Gdzieindziéj wam szukać dzieweczki przystało!
Co widzę? to Janosz, to pasterz z téj wioski!
Jak dziwnie zmieniły was trudy i troski!

No, wejdźcież do chaty, spocznijcież w mym progu;
Niechajże was z drogi ugoszczę po Bogu”,
I sadza Janosza na ławie dębowéj,
Z pod serca słodkiemi zagadnie go słowy.

„Ej miły Janoszu, wy dobrze mnie znacie,
Jam z matką mieszkała w sąsiedniéj tam chacie;
Do miłéj Iluszki biegałam co chwilka,
Znać chybia wam pamięć: toż zbiegło lat kilka!”

„Gdzież ona, Iluszka, powiedzcież mi o niéj?”
Kobieta zapłacze, twarz ręką zasłoni:
„Gdzie twoja Iluszka? powiedzieć mam tobie?
O bracie Janoszu! Iluszka już w grobie?”

Jak gromem rażony nie płacze, nie jęczy,
Dębowéj się tylko uchwycił poręczy,
A potém oburącz pierś chwyta wzburzoną,
By wydrzéć z niéj boleść co szarpie mu łono.

I siedzi milczący, i zimny jak z głazu,
Chce mówić, lecz w ustach nie schwycić wyrazu;
Na czole mu gładkiém ból żyły wypręża,
„Ach mówcie, bełkocze, Iluszka u męża!

Wszak lepiéj u męża niż w chłodnéj mogile!
Na moją gwiazdeczkę popatrzę choć chwilę”
I czyta na zbladłém obliczu kobiety
Snać prawdą co rzekła: umarła niestety!