Strona:Petöfi - Janosz Witeź.djvu/40

Ta strona została przepisana.

A baby z jaskini wybiegły jak z procy,
Swych łopat i mioteł szukają po nocy.
— „Gdzież miotły? — wołają — ach! kędyż łopaty?
W net kogut zapieje, czas wrócić do chaty.”

I baby po miotły dalejże do lasu,
Lecz dzielne olbrzymy nie tracą też czasu;
Co który za babę pochwyci omackiem,
Jak rzuci nią w ziemię rozpłaszczy wnet plackiem.

Ilekroć téż wiedźma żywota dokona,
Rozjaśnia się czarna niebiosów opona;
Już błysła jutrzenka i oto w jéj ślady
Przez m glistą osłonę przegląda dzień blady.

W net Boże słoneczko nad ziemią zaświta,
Wszak ziemia schłonęła krwi brudnéj do syta;
Już wiedźmę ostatnią rwie olbrzym za bary,
Wnet poznał nasz Witeż twarz strasznéj poczwary.

— „Macocho przeklęta! nie ujdziesz mi przecie,
Ja sam cię niecnoto wygrzmocę po grzbiecie!”
I wyrwał ją krzepko z prawicy olbrzyma
— „Nie ujdziesz mi babo!” i w garści ją trzyma.

Wtém z rąk mu wyślizła, szatańskie to psoty,
— „Nieś biesie! zawoła — sadź ostro przez płoty!”
Furknęła, w powietrzu schwyciły ją draby;
Podrzucą nią w górę, ni śladu już baby!

Gdzież wiedźma? Dnia tego, oj! dziwyż to, dziwy!
Legł w wiosce Janosza jéj kadłub nieżywy;
Tak nędznie skończyła dni pasmo żebracze,
Nad wiedźmy mogiłą kruk nawet nie kracze.

A kędy plugawy gad pełzał wśród cieniu,
Już ziemia się kąpie w słoneczném promieniu.
Na rozkaz Janosza olbrzymy gromadą
Łopaty i miotły na wielki stos kładą.

Wnet proch z nich rozniosły płomienie i dymy
A Janosz swe wierne pożegnał olbrzymy:
Niebawem w dwie drogi rozeszli się łzawo,
Olbrzymy szli w lewo, szedł Janosz na prawo.