— Oczywiście to powinno mi pochlebiać. Ale wybacz, nie działa to na mnie. Nie nadają wagi sądowi Alfreda Mőrcka.
Bóg tylko wie, czy nie nadaję wagi jego sądowi! O, tak!... To jest właściwie bawi mnie to, że wywarłam wrażenie na tej drewnianej lalce... że mnie nie zapomniał! Aj, aj, mój panie, to mi się bardzo podoba!
Teraz chciałabym jeno wiedzieć, czy umyślnie napełnił Erykowi uszy moją chwałą, aby to powędrowało dalej pod moim adresem. Czy Eryk, nie przeczuwając tego, ma służyć mu jako postilion d’amour? Idejka jest niezła, choć w gruncie rzeczy niesmaczna. No, no, jeżeli pan Mőrck na to liczył, rada jestem przynajmniej, że odpowiedź, jaką otrzyma przez swojego postilion d’amour, absolutnie nie zabrzmi dlań zachęcająco.
Dziś po obiedzie odwiedził nas Eryk. Kiedy zostaliśmy sami, z pewnem zakłopotaniem wyciągnął z kieszeni list i podał mi. Nie znając charakteru pisma, zapytałam:
— Od kogo?
— Zobacz sama — odrzekł — zresztą to tylko żart.
Był to list od Alfreda Moőrcka z zaprosze-