jestem proszona do Krystyny na obiad, po którym mają nastąpić tańce. Nie mam już w sobie tej „balowej gorączki”, która towarzyszyła memu pierwszemu występowi na balu. Zmysły moje są jak niebo wiosenne — to triumfalny tan promieni słonecznych, to ciężkie, posępne, burzą brzemienne chmury, na których widok serce kurczy się zimnym przestrachem...
Udało się! Jak, tylko bogom wiadomo. Nie byłam przygotowana, ale naplotłam w pośpiechu coś o jedzeniu, o gościach i t. p. Powołałam się zresztą na ból głowy i ominęłam szybko macierzyńskie krzyżowe pytania. A teraz wskok do łóżka! głowy między poduszki! — i nie myśleć! Właściwie — o czem tu myśleć? Czyż nie dość tej jedynej myśli, która mnie napełnia: „Jestem twoją! jestem twoją!” Twoją jestem z dobrej woli, albowiem jesteś dla mnie czemś więcej niż życie, niż matka, niż wszyscy ludzie na świecie. Ponieważ wszystko jest mi obojętne, skoro tylko mogę brać udział w twojem życiu, skoro wolno mi tylko ciebie kochać, jeżeli ty jeden chcesz być dla mnie dobry.
Ty, mój jedyny! Dobranoc! Myśli moje