biegną ku tobie z tysiącem pocałunków! Ach, gdybyż spotkały się z twojemi!
Kiedy zbudziłam się późnym rankiem — bo zasnęłam dopiero wówczas, kiedy już świtało rzekłam do siebie, zanim jeszcze otwo*rzyłam oczy: „ To będzie dla ciebie dzień żałości!“ Ale w tem samem mgnieniu oka, kiedy powitały mnie promienie słońca — już niby pieśnią skowronków rozebrzmiało w mem sercu: „Dzieńdobry, prześliczna dziewojo, dzieńdobry, piękne życie!”
I wyskoczyłam żwawo z łóżka, aby rozejrzeć się w zwierciadle — i ujrzałam parę błyszczących oczu, świeże, różowe policzki i dołeczki na nich jak ślady, odciśnięte przez pocałunki. A stąd cały dzień był dla mnie zdziwieniem zdziwieniem, że nie czuję się nieszczęśliwą nadewszystko zdziwieniem, że nikt nie odkrył we mnie zmiany...
A więc napozór jestem taka sama, jak byłam wprzódy. Ani czerwonego krzyża na czole, ani czarnej krychy przez nos. Dla wszystkich innych jednaka, nie dla siebie. Albowiem dla siebie jestem niby gąsienica, która przerwała kryjący znaczenie życia ciasny kokon i wymknęła się skrzydlata w jasną