puścił firanki. Dama wysiadła, i powóz ruszył jak zwykle. Nie myślałam już o tem, zapomniałam o sąsiedzie i jego damie. Stałam w oknie i myśli moje poprzez wesele dnia wiosennego uleciały ku innym i ważniejszym rzeczom. Naraz — przeszło odtąd zaledwie pięć minut — widzę „faworytę“, wychodzącą z wrót domu. Była wciąż zawoalowana; przyciskała dłoń do piersi; było jawne, że szła z trudem.
Na moment oparła się o futrynę drzwi podjazdowych; potem wyprostowała się dumnie, nasunęła welon na twarz, przedziwnie bladą, przeszła wpoprzek ulicy — musiałam wychylić się, aby ją dojrzeć — i spojrzała w okna mego vis-à-vis.
Była to rzeczywistość czy złudzenie? Zdawało mi się, że dosłyszałam groźny, szyderczy śmiech. Poczem postać zniknęła mi z oczu... Ale już moje jasne słoneczko wiosenne jakoby rozwiało się na niebie. Nie byłam w stanie zapomnieć bladej, rozstrojonej twarzy z wyrazem bezsilnej, nieomal śmiesznej urągliwości; i już przez cały dzień dźwięczał mi w uszach gorzki śmiech poniżenia, który usłyszałam — bo musiałam go słyszeć naprawdę. Mój sąsiad jest oczywiście surowym, brutalnym człowiekiem. Ale pomimo to — nie! Nigdy na jej miejscu nie zachowałabym się z takim
Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/123
Ta strona została przepisana.