Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Wypuścił dłoń moją z palców, przez chwilę milczał, potem spytał:
— Ale w zimie, Juljo, gdy pisałem do ciebie, że powracam do domu?
— Tak, Eryku... wtedy było inaczej niż teraz.
Powstał.
— Zatem jest tak, jak myślałem. Nie chcę pytać. Nie jesteś zobowiązana do wyjaśnień wobec mnie. Zresztą narazie lepiej, jeżeli nic nie będę wiedział. A zatem... bądź zdrowa, moja droga, mała siostrzyczko! Niechaj Bóg da, żebyś była szczęśliwa!
Pochylił się ku mnie; poczułam dotknięcie jego warg na mojem czole. A kiedy siedziałam jeszcze z przymkniętemi oczami, usłyszałam, jak drzwi zatrzasnęły się za nim nadole.
Oczywiście potem płakałam gorzko, ale po łzach czułam się tak lekką i wolną, jakby z mojego nieba znikła czarna chmura, jakby mi kamień spadł z serca. Eryk odszedł. Nie będę już spotykać jego smutnych oczu, które raniły mnie jak złe sumienie. A teraz mogę znowu myśleć o nim z dobrocią i miłością. Nigdy jeszcze nie wydał mi się tak piękny i męski, jak w owej chwili, gdy powstał po mojej odpowiedzi. Ani łez, ani wyrzutów, ani