wszyscy tak szczupli, jak rośliny, rozwijające się w cieniu. Ten obraz przyszedł mi na myśl pewnego razu, gdy wstaliśmy od stołu. Kiedy tak staliśmy — troje dużych i ja, mała — mimowoli przypomniałam sobie Kallę[1], którą ongi mieliśmy w domu. Mniemaliśmy, że zwiędła, i wynieśliśmy ją do ciemnego pokoju. A oto wchodzę tam pewnego ranka i spostrzegam, że zakwitła znowu: wydała cztery cienkie blado-zielone łodygi, które przystroiły się na szczycie drobniutkiemi, przejrzystemi liśćmi. — — —
Rozmów przy stole niepodobna nazwać ożywionemi. Za zwykły wstęp do nich służyło pytanie matki: „Jak się czujesz dziś, Holgerze?” albo: „Czy bardzo bolała cię głowa?” Poczem następowała odpowiedź: „Gdybyż tylko głowa... Ale te przeklęte bóle w krzyżach doprowadzą mnie do zguby!” Następnego dnia matka rozpocznie od zapytania o plecy i można się założyć, iż wówczas głowa okaże się czemś najgorszem.
Reszta obiadowej rozmowy poświęcona jest biedaczynie Frankowi, który ma do wykazania bogaty rejestr grzeszków. Franek uczę-
- ↑ Czermień (po łac. Calla).