chę płótna ze skrzyni, przechowywanej tam śród gratów. Podczas poszukiwań wpadł mi nagle w ręce wielki ciemny welon. Nigdy nie widziałam tak gęstej zasłony. Daje się ona naciągnąć na głowę jak kaptur. Przymierzyłam ją i ledwo mogłam przejrzeć ją nawskroś. A kiedy przeglądałam się w nim w starem zwierciadle ściennem, wydało mi się, że jestem podobna do słońca za obłokami. Skąd mama posiada ten welon i do czego jej służył?
Zamierzałam ją zapytać o to dziś wieczorem, ale jakoś zrezygnowałam z tego.
Dziś przed południem siedziałam przy oknie. Śnieg padał zwolna i łagodnie wielkiemi płatkami — taki, jaki bywa na Boże Narodzenie: niby mirjady krążących na wietrze białych ptaszków zimowych.
Przez bezludną ulicę nadciągał zaśnieżony powóz z ubielonym stangretem, pozostawiając za sobą dwa ciemne ślady na miękkim śniegu. Powóz zatrzymał się naprzeciwko. Był to angielski pojazd „faworyty“. Wyskoczyła zeń. była już przy drzwiach, i powóz zawrócił, gdy odwróciła się naraz, zmięła szybko